25 marca 2020

O miłości w czasach zarazy już czytaliśmy, ale ile tej miłości pozwala nam dzisiaj mierzyć się z własnym lękiem i jego ograniczeniami?

W czasach obecnej zarazy, gdy najgłębiej docierającym do naszego istnienia jest wciąż wirus lęku, za każdym razem debiutujący w nowych jego obszarach, odbieram różne wiadomości i telefony. 

Rozmawiam z krewnymi, znajomymi, nieznajomymi, którzy w ferworze informacji ulegają bardzo wielu, często skrajnym emocjom. Jest to jak najbardziej naturalna reakcja na nienaturalną sytuację, dynamiczną, nową, postrzeganą głównie optyką zagrożenia. Jest to reakcja stresu, konfrontacji z czymś, czego jeszcze nie podporządkowaliśmy swojej percepcji, wiedzy, kontroli, z czym zdecydowanie nie czujemy się bezpiecznie. 

Poza odbarczeniem z emocji i rozmaitych treści lękowych, których czynnikiem wyzwalającym jest aktualny medialny celebry ta, Jego Wysokość Koronawirus, działający dla różnych treści lęku jak strzał z procy, powtarzam chyba do znudzenia o tym, jak ważne jest oddzielenie cudzych emocji od własnych, obcych lęków od swojego, treści zasłyszanych od znajomych od tych, jakie podają specjaliści.

O tym, jak sobie radzić z zagrożeniem i wiążącą się już z nim infodemią, czyli natłokiem informacji, histerią, skrajnymi kierunkami docierających do nas treści oraz swoimi emocjami będącymi odpowiedzią na te wiadomości z pewnością widzieliście wiele wpisów. Obiegają one Internet jak glob, odkrywają nowe lądy, cieśniny, pakują się tam, gdzie jeszcze sami nie byliśmy- wewnątrz naszych najprymitywniejszych lęków związanych z przetrwaniem, walką, ucieczką, wyjściem z mentalnej jaskini. 

Żądamy informacji, czekamy na te dobre, ale jednocześnie je pomijamy jakby nasiąknięci neurotyczną potrzebą potwierdzania zła, zagrożenia jakbyśmy mieli je w ten sposób odczarować, ujarzmić. Czy rzeczywiście jesteśmy gotowi na to, czego oczekujemy? Czym dajemy dobrowolnie się bombardować, jak promieniowaniem UV nie zakrywając naszych osobowościowych znamion tolerancji na niektóre z dawek informacji?

Paradoksalnie wirus lęku potęguje nasz stres i osłabia organizm, który tak bardzo szczególnie teraz chcielibyśmy chronić. Lęk wdziera się do nas naszą pierwotną cechą poznawczej ciekawości, tą samą, dzięki której po raz pierwszy dotknęliśmy ognia czy wsadziliśmy kij w mrowisko. Ów lęk za pomocą mediów oraz kontaktów społecznych, których coraz bardziej potrzebujemy i za którymi większość z nas coraz dotkliwiej tęskni. 

W sytuacji lęku szperamy po doświadczeniach, podróżujemy do przeszłości, do tego, czego nauczyliśmy się w niej o sobie samych, o swoich zasobach, ważnych cechach, o tym, z czym brakuje nam jeszcze gotowości się mierzyć. 

Dzisiejsza lekcja z przeszłości za moment będzie wczorajszą, dlatego wykorzystajmy ją jak najlepiej. „Zło”, z którym przyszło się nam mierzyć, upatrywane w przestępczości, w wirusie, w samotności jest ponadczasowe, jak w „Dżumie” Alberta Camus’a stajemy w optyce problemów ponadczasowych, uniwersalnych, relacyjnych, w których zwłaszcza teraz, aktualnie przeglądamy się jak w lustrze. To jest sposób na naszą „miłość w czasach zarazy” i na nasze „100 lat samotności”.

Przed nami swoisty fitness dla emocji- poznawcze wyzwanie treningowe oddzielania faktów od fikcji, siebie od innych. Niech izolacja będzie czasem autotreningu i izoluje nie tylko potencjalne zagrożenie mikrobiologiczne między ludźmi ale również lęk, każdy ma w końcu własny.

Nakręcając negatywne stany emocjonalne nie radzimy sobie z trudnościami konstruktywnie.

Zarażamy niepokojem innych, którzy uczynili swoje granice asertywności i poczucia podstawowego bezpieczeństwa przepuszczalnymi. Pilnujmy własnych granic, by były nie tylko murem ale i oparciem.

Warto zdać sobie sprawę z mechanizmów, jakie mają miejsce w naszych wzajemnych interakcjach społecznych oraz wynikających z nich  mechanizmów wpływu społecznego, wpływu, którego jesteśmy zarówno nadawcą, jak i odbiorcą na poziomie rodziny, kręgu towarzyskiego, osiedla, miasta, powiatu, kraju itp. 

Ten wpływ społeczny jest szeroki, nadajemy i odbieramy w pajęczynie interakcjonizmu społecznego komunikaty nadbudowane o nasze pragnienia ale i lęki, o nasze wzloty ale i o upadki.

Lęk można oswoić, odczarować, przepracować, zmniejszyć. Lęk nie jest rozwojowy. Pamiętajmy o wielu rolach i funkcjach lęku oraz jego nośników, w tym mediów.

Czy w czasie pandemii boimy się śmierci? Co ona dla nas oznacza? Czego boimy się w niej najbardziej? Dlaczego kwarantanna jest tak trudną dla nas przestrzenią?

Temat koronawirusa rozprzestrzenia się jak wirus właśnie w tkance naszego ogólnego funkcjonowania psychospołecznego. Staje się substytutem dla innych trudności, tematem zastępczym i obszarem naszego ogólnego odreagowania. Przed czym uciekamy, co uwalniamy, jaki stan zapalny nosimy w sobie i podlewamy frustracją, dokarmiamy lękiem, pielęgnujemy biernością? Nierozwojową relację intymną? Nierozwiązane konflikty? Przemoc w rodzinie? Tabu?

Ostatnio słyszałam, że niektórzy z nas fundują sobie taką narrację więc i sposób myślenia o tym: "Jestem zmuszony zostać w domu", "muszę być teraz z moją rodziną", pomijam czerwone lampki zawarte w całkiem trafnych żartach o lizaniu poręczy byle uciec z domu (zabawne, ale jednak mówią o trudnościach w byciu razem, blisko czy nawet obok) i ten niepokój o rodziny dotknięte problemem przemocy, które w tym nowym dla nas czasie zagrożone są nim jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę specyfikę tego problemu. Od nas zależy czy i na ile ten nowy dla nas czas będzie czasem trudnym. To, czego obawiamy się w bliskości z drugim człowiekiem czy byciem "zmuszonym" pozostać w miejscu, które wielu z nas przecież zbudowało dla siebie i swoich rodzin. Nie dzieje się samo. "To" jest i pochodzi również z nas samych i może czas wziąć to w swoje dłonie, utulić żal, a resztę wziąć na warsztat, pod lupę i własną inicjatywę. Niech to będzie czas pracy, refleksji, zmiany. Niech to nie będzie wyłącznie zagrożenie ale też szansa.

Jak w piosence Nosowskiej, "(...) dom to nie miejsce lecz stan"- stan relacji między nami, stan naszego ducha, bilans nie tylko strat i ryzyka ale też szans i perspektyw, dom to nie tylko inni ludzie, ale i my sami... Dom to...? No  właśnie, czym miał być i czym jest dziś dla Ciebie?

Jesteś w tym miejscu i nadal czytasz? Zatrzymaj się: co czujesz? Jakie masz skojarzenia? Co przychodzi Ci na myśl?

Zapraszam, podziel się tym ze mną. Zostaw swoją refleksję w mojej skrzynce, napisz do mnie: struzikowskamarynicz@gmail.com

O miłości, lęku, zarazie i podróży w czasie

URSZULA

STRUZIKOWSKA-MARYNICZ

 

GABINET POMOCY PSYCHOLOGICZNEJ

ul. Radziwiłłowska 9

31-026 Kraków

Kontakt

ul. Radziwiłłowska 9

31-026 Kraków

Kontakt