Kontakt

ul. Radziwiłłowska 9

31-026 Kraków

13 kwietnia 2020

Rozwód Królów?

Rozwód "w koronie" czyli "po królewsku"?

 

W Internecie oraz w prywatnych rozmowach spotykam się w ostatnim czasie z tematem obawy a nawet prognoz przewidujących "falę rozwodów" i rozpadów związków pod wpływem kwarantanny i związanej z nią izolacji, a więc większej i co ważne wymuszonej ilości spędzania czasu razem we wspólnej przestrzeni, a co z tego wynika, najwyraźniej nieprzygotowanej do bycia razem dłużej niż w czasie przewidzianym po powrocie z pracy czy w ewentualny weekendowy maraton we wspólnym gronie.

Z mojej perspektywy zmieni się niewiele- dlaczego? O tym niżej.

 

Oczywiście konsekwencje okresu społecznej kwarantanny, tak jak każde inne zmiany, pozostawiają po sobie ślady w postaci następstw różnych reakcji i zmian społecznych, nie oznacza to jednak, że następstwa te muszą koniecznie oznaczać koniec związków, rozpad rodzin itp. Dla niektórych ludzi okres ten jest czasem, w którym mogą wreszcie odpocząć od presji, pobyć razem, zwolnić, przegadać pewne sprawy, odciąć źródła rozproszenia tego, co w powszednim dniu umyka jako priorytet mniejszej wagi.

Równoważmy interpretacje, słuchajmy wielu punktów widzenia.

 

W tym miejscu chciałabym podpowiedzieć i uczulić, że obawa i nagłaśnianie jej w pierwszeństwie przed faktami może zadziałać na zasadzie mechanizmu samosprawdzającego się proroctwa. W jaki sposób?

 

Otóż poddawani codziennym zmianom, które nieco chwieją naszą codziennością, obrazem świata, a być może również nawet nas samych, stąpamy po nowym dla siebie gruncie, poznając w nim nowe zasady relacji ale też własne możliwości, oczekiwania, potrzeby czy ograniczenia.

 

Poznając to, co do tej pory obce, interpretowane jako zagrażające, poszukujemy informacji- stąd jeżeli zewsząd zalewani jesteśmy lękową interpretacją naszej najbliższej przyszłości i jej zgubnymi konsekwencjami, przyjmujemy takie obawy właśnie jak "prognozy", "przewidywania", jak pewnik.

 

Dzięki naszej zdolności do konformizmu informacyjnego, jaki w niektórych okolicznościach ratował nam skórę, zaczynamy niejako adaptować się do takich scenariuszy, poszukiwać ich potwierdzenia, a im bardziej niepewny jest to dla nas czas, tym większa potrzeba informacji. Obawa staje się w naszej interpretacji potwierdzeniem, punktem odniesienia, zaczynamy "sygnałów" o zagrożeniu poszukiwać, a nawet doszukiwać się w naszych relacjach, które przecież są dynamiczne i oczywiście miewają w sobie również naturalne okresy napięcia.

 

To odnoszenie informacji do nas samych pozwala nam na poczucie, że wszystko idzie zgodnie z planem, jest przewidywalne i choć informacje o konsekwencjach niekoniecznie przez nas pożądanych przyjmujemy zaniepokojeni czy rozżaleni, to pozwalamy sobie tym samym poczuć się- paradoksalnie- bezpiecznie, bo przecież to przewidzieliśmy, bo przecież się na to przygotowaliśmy, bo przecież to- choć przykre- w tych okolicznościach wydaje się naturalne.

 

Pomimo, że samo spodziewanie się "fali rozwodów", jak alarmują portale informacyjne i wrażliwi obserwatorzy życia społecznego czy też sensaci, informacją samą w sobie nie jest- jest jednak dla nas interpretacją, obawą, przewidywaniem, a nie faktem- a naturę faktu kierując się emocjami często pomijamy.

 

Spora część z nas posiada pewną wrażliwość- podatność na negatywne informacje, zwłaszcza te zagrażające, które niekiedy zdajemy się chłonąć ze szczególną tolerancją, jakbyśmy chcieli czytając o nich i biorąc je za pewnik przygotować się na to, co jest niepożądanym scenariuszem i odczarować to,  doszukując się i tym samym prowokując scenariusze, które dyktowane są nam przez między innymi trendy medialne (interakcjonizm społeczny).

 

Oczywiście, wiele związków rozpadnie się w najbliższej przyszłości, ale nie z powodu koronawirusa czy izolacji, ale tego, że partnerzy tych relacji nie posiadali wystarczających zasobów i motywacji, aby w relacji większej niż ta dozowana codziennymi priorytetami podtrzymać własne spoiwo, czy relację rozwinąć. Nie bez znaczenia pozostaje etap związku, w którym zastały nas trudne okoliczności- związek jest dynamiczną strukturą i ci, którzy spodziewają się, że "zawsze będzie już tak a tak" skazani są na rozczarowanie. To czy nasze relacje przetrwają zależy od kilku czynników, nie od tego jednego, w którym upatrujemy się w sposób niemalże magiczny sprawczości i odpowiedzialności.

 

Podobnie działa miłość w okresie urlopów- gdy wracamy z wypraw, hotelowych przestrzeni i zaczynamy skakać sobie wzajemnie od gardeł w ciasnej kuchni czy przy zwykłym obiedzie.

Inaczej reagujemy w okresie pokoju i spokoju, inaczej w okolicznościach, w których jesteśmy narażeni na stres i inne zagrożenia, niekoniecznie od nas zależne.

 

Wychodzimy z założenia, że należy spodziewać się "fali rozwodów", na której temat przewidywania przyjmujemy za pewnik, że tak właśnie ma się wydarzyć i dla tego twierdzenia będąc zmęczonymi różnymi okolicznościami, potwierdzamy i narażamy niejako własne relacje, które chociaż obciążone i podbarwione "odczynnikiem" lęku i obaw dotyczących właśnie ich dalszych losów, być może wcale nie muszą się zakończyć a jednak jakby z automatu są stawiane przez nas pod ścianą i na tapecie, stając się łatwym celem prostych reakcji lękowych i adaptacyjnych.

Tak działa konformizm informacyjny, zgodnie z którym poszukujemy informacji umożliwiających nam w nowej sytuacji sprawną adaptację do okoliczności, konformizm społeczny szepcący nam do ucha (ci za ścianą już się kłócą, a znajomi już się rozstali, w Internecie piszą nawet, że tak będzie) oraz samosprawdzające się proroctwo, jako odniesienie tych sygnałów i poszukiwanie ich potwierdzenia w związkach, w których sami pozostajemy.

 

A teraz czas na małe doświadczenie społeczne, korzystając z chwili luźniejszego czasu: co jeśli te same mechanizmy wykorzystamy do wywierania pozytywnego wpływu na nas i na nasze otoczenie poprzez pozytywną, bezpieczną interpretację tego, co może nas "spotkać" lub inaczej mówiąc, co sami możemy sobie zafundować, na co aktualnie czujemy się gotowi i uważamy, że nas stać w relacjach ze sobą samym i z otaczającym nas światem społecznym?

Co jeżeli zamienimy spodziewanie się porażki i strat na oczekiwanie korzyści i potencjalnego osobistego sukcesu, tego, co w końcu nas nie zabiło, więc ma szansę umocnić?

 

Korony z głów, Panie i Panowie!

URSZULA

STRUZIKOWSKA-MARYNICZ

 

GABINET POMOCY PSYCHOLOGICZNEJ